![Bhujapidasana by Boonchu T.]()
Otóż to :-)
Pytanie "dlaczego?" jest mi najbliższym od dziecka. Zadawałem je notorycznie rodzicom, dopóki się nie zniecierpliwili, długopisy testowałem pisząc właśnie to słowo ;-). Potem zacząłem zadawać je sobie i szukałem odpowiedzi w świecie zewnętrznym. A jeszcze później - w wewnętrznym...
Poprzedni mój post mógł zabrzmieć negatywnie, pesymistycznie. Może niniejszy stanie się równoważnikiem tej domniemanej negacji. Zdaję sobie sprawę, że odbiór jest rzeczą bardzo indywidualną. Szanuję i staram się zrozumieć każdy sposób odbioru tego, co napisałem lub powiedziałem. Moją intencją nie jest zasiewanie smutku, zwątpienia ani poczucia winy. Większość z tego, co tutaj piszę to WSADZANIE KIJA W MROWISKO. Mądre i pracowite mrówki same zrobią z kijem, co chcą ;-)
Uwielbiam asztangę. Po raz kolejny to napiszę. 8 lat minęło, a ja wciąż uwielbiam tę praktykę. W niej odnalazłem drogę do prawdziwej Wolności i Szczęścia, dzięki niej odczuwam Radość bez powodu! Popełniłem kiedyś taki tekst:
Dlaczego Ashtanga? i tutaj nie chcę się powtórzyć, a jedynie uzupełnić.
Ćwiczenie prostych sekwencji winjas wystarcza mi by odkryć prawdę o sobie samym (czyli
de facto o Wszechświecie), a na zewnątrz, do Świata i Ludzi wyjść otwarcie, z uśmiechem i miłością. Dlaczego tak mogę? Bo się bawię! Jak dziecko
bawię się swoim ciałem, swoim odczuwaniem. 99% zabawy. Czasami trochę mniej, ale... kto to zmierzy? Czy jest 99 czy 75 -
doesn't matter. Chodzi o to, żeby się rozluźnić i oddychać, bo inaczej żyłka pęknie ;-)
Asztangajoga to praktyka dla każdego, niezależnie od wieku i kondycji fizycznej. Jedynym ograniczeniem jest lenistwo = niechęć do wyjścia ze swojej strefy komfortu. Słyszałem o
ludziach bez nóg, którzy ćwiczą według tej metody. Przecież nie chodzi o to, by podręcznikowo wykonać asanę. Raczej o to, by poczuć pewien ruch w ciele/umyśle, poczuć w tym ruchu przestrzeń, swobodę,
wolność. Dla przykładu, nikt nie będzie sztywnych pleców przeginał za wszelką cenę do głębokiego mostka (zresztą już samo określenie "odgięcia do tyłu" jest mylące - lepiej myśleć "otwarcia przodu").
Wiele osób poszukuje guru. To bez sensu. Na zewnątrz nie ma guru, nie ma ideałów. Prawdziwe
guru mamy w sobie. Inni ludzie mogą co najwyżej pomóc do niego dotrzeć. Poznając bliżej swoje autorytety - osoby, w które byłem wpatrzony jak w obrazek, przekonałem się, że są zwykłymi ludźmi. Jadają hamburgery i robią kupę. Jezus Chrystus też prawdopodobnie robił kupę. Głowy nie dam, bo mnie przy nim nie było, ale podejrzewam, że był człowiekiem z krwi i kości.
Wracając do tematu - praktyka własna w zupełności mi wystarcza. Jest jak panaceum. Chętnie dzielę się tym doświadczeniem, z wielką przyjemnością robię, co w mojej mocy, aby inni też mogli doświadczyć wolności od guru i lekarzy. Ale czy muszę prowadzić zajęcia? Nie muszę! W zanadrzu mam kilka innych talentów i umiejętności. Pracy dookoła jest mnóstwo.
Dzisiaj np. na
Led Class zastałem 3 osoby. Nawet się trochę zdziwiłem, bo warunki meteorologiczne (te "obiektywne") sprzyjały, by się wybrać na zajęcia. Z ekonomicznego punktu widzenia 3 to mało, ale z mojego punktu - bardzo dużo, bo to bardzo ważne osoby. Dlatego, że przyszły. Oczywiście, jeśli tylko tyle osób chce ćwiczyć na Serii Prowadzonej, to z punktu widzenia szkoły zajęcia te wcale nie są potrzebne i zostaną usunięte, albo instruktor jest nieodpowiedni i zostanie zastąpiony.
Życie jest proste :-)