Quantcast
Channel: Blog – Asztanga PL
Viewing all 58 articles
Browse latest View live

Wrocławskie reminiscencje

$
0
0

Akademia Ruchu, Wrocław, 10.2011

Chciałem (i powinienem był!) napisać to już rok temu. Jednak na drodze do celu wciąż stawały rzeczy "ważniejsze", z pilnym terminem wykonania. Intensywnie zmienne realia '2012 wyprzedzały moją zdolność adaptacji. Dopiero ostatnia przerwa świąteczna pozwoliła się zatrzymać, oddać refleksji, przypomnieć sobie tamten cudowny czas. To był październik 2011r. Miałem wtedy ogromną przyjemność mieszkać i pracować we Wrocławiu. Uwielbiam to miasto! :-) Ze wszystkich dużych miast Polski ono jest mi energetycznie najbliższe. Dobrze się w nim czuję, bez wysiłku. Dlatego z radością przyjąłem propozycję Akademii Ruchu, by przez miesiąc prowadzić tam zajęcia asztangi. Swoją ówczesną sytuację zawodową w Warszawie określiłbym mianem przejściowej. Palcem jednej stopy jeszcze w branży komputerowej, a drugą nogą już po kolano w fitnesklubach jako instruktor. Łatwo nie było, głównie z powodu braku wsparcia. Samodzielnie przecierałem szlaki, grupy dopiero się tworzyły, uczyłem ciągle od podstaw. Rzadki plan zajęć nie rokował nadziei na stały rozwój osób ćwiczących, a o zajęciach porannych mogłem tylko pomarzyć. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że za pół roku podejdzie do mnie ładna blondynka i zaproponuje pracę w szkole jogi (wow!) Ale to już jest temat na inny wpis... ;-) Wrocławska przygoda w tym kontekście wyglądała jak bajka. Mieszkałem wygodnie, z ogromną czasoprzestrzenią na praktykę własną, odpoczynek i zgłębianie teorii. Jesień była ciepła, kolorowa, zachęcała do spacerów. Zwiedziłem hektary terenów, wspomagając się wyrobioną na tamten moment kartą miejską UrbanCard ze zdjęciem (do dziś ją mam, mogę doładować) :-) Popołudniami prowadziłem zajęcia, co było wielką przyjemnością, po pierwsze ze względu na ich organizację, po drugie - uczestników. Grafik asztangajogi w Akademii miał (i nadal ma) klarowny podział na grupy zaawansowania, wliczając zajęcia majsor. Na tych ostatnich bywała pełna sala(!) Świadczy to moim zdaniem o wysokim poziomie odpowiedzialności uczniów za siebie. Asztangowy aerobik serii prowadzonej przestaje kiedyś wystarczać. Dopiero majsor pozwala pójść dalej, nauczyć się nowego, rozwinąć się. Oni już wtedy byli tego świadomi. Być może pod wpływem Beaty, Ewy, Roberta (nauczycieli lokalnych), a może Basi Lipskiej i innych uczących gościnnie. Ja po raz pierwszy miałem możliwość obserwacji zmian, jakie zachodzą w praktyce u osób, które uczęszczają na zajęcia systematycznie. Mogłem w pełni zastosować metody, które poznałem na kursach nauczycielskich. Sama radość - pomagać i dzielić się doświadczeniem w takich warunkach z takimi uczniami :-) W ogóle odnoszę wrażenie, że 2 lata temu Wrocław miał najsilniejszą reprezentację asztangajogi w Polsce. Gdyby przemnożyć frekwencję (wielkość mierzalna) osób praktykujących przez ich systematyczność (też mierzalna) i zaangażowanie (ta akurat niemierzalna) we wszystkich wrocławskich ośrodkach asztangi, wynik mógłby przyćmić Warszawę. Dziś zapewne jest inaczej. Nie wiem jak Wrocław, bo dawno nie byłem, ale stolica rozwinęła się mocno. Na Gałczyńskiego, na Śniadeckich, na Chałubińskiego i od niedawna także na Żurawiej praktyka w systemie majsor przyciąga coraz więcej osób. Takie porównania są być może nie na miejscu, ale jednak mi się nasuwają. Dość powiedzieć, że w PureYoga Pawła Jarnickiego majsor oficjalnie zaczynał się kiedyś o 6:30 (nieoficjalnie - jeszcze wcześniej). A dziś zajrzałem z ciekawości w ich grafik i zobaczyłem tam godzinę 5:45! Proszę mi pokazać inną szkołę, która tak ma. To o czymś świadczy, zwłaszcza, jeżeli znajdują się chętni. Mieszkając we Wrocławiu, zapewne tam bym przychodził, na dobry początek dnia :-) W podziękowaniu za cudownie spędzony czas chciałbym zadedykować poniższy filmik wszystkim, których spotkałem podczas tamtych jesiennych wakacji-delegacji. Do zobaczenia!
(wersja na vimeo: http://vimeo.com/56690737)

Nie chcem, ale muszem ;-)

$
0
0

Tokyo yoga outdoor

Przyznaję, jestem nauczycielem jogi komercyjnej. Z wyboru? Chciałbym napisać, że nie, że z konieczności, ale... tak! Z wyboru wygodnictwa cywilizacyjnego życia. Może kiedyś zaszyję się w Himalajach, będę mieszkał w szałasie, jadł korzonki i nauczał jogi właściwie. Na razie zaszywam się w centrum miasta, jadam w restauracji, używam laptopa i internetu, więc muszę uczyć jogi tak, żeby klient był zadowolony, bo inaczej nie zarobię nawet na pestki, a szkoła - na czynsz. Wczoraj na porannym majsorze spotkałem się ze zdziwieniem nowej osoby: "Myślałam, że będą normalne zajęcia". Ha! No właśnie - jakie są "normalne zajęcia" jogi w powszechnym rozumieniu? Ano takie, gdzie pani/pan instruktor macha nóżką i rączką, a cała sala powtarza na jej/jego komendę. Majsor odbiega od tego wyobrażenia. Ma bardziej indywidualny charakter, wymaga wzięcia większej odpowiedzialności za własną praktykę. Niektórych to zniechęca...

Dzisiaj dzięki fanpejdżowi AshtangaYoga.pl trafiłem na tekst, z którego pozwolę sobie zacytować 2 fragmenty:
(...) i wydaje mu się, że jak będzie się dostatecznie pocił na tzw. macie to może coś się kiedyś wydarzy. Dodatkowo człowiek zachodni jest przyzwyczajony do konkretu - (...) dajcie mi serie asan, zestawy, warsztaty (...) No to mu dają. Ma zestawy od prostych do bardziej skomplikowanych aby ta "robota" zbyt łatwo "nie poszła" i aby mógł powiedzieć, że się ciężko narobił oraz aby poczuł dumę z tej ciężkiej roboty, którą wykonał. Dlatego właśnie joga na zachodzie jest głównie rozumiana jako serie czy zestawy asan i jako różne metody ich wykonywania. (...) Liczba asan w większości klasycznych tekstów hatha-jogicznych zawierających asany, wynosi 12 czy 32 - mówiąc inaczej bardzo mało - Wyobraźcie sobie, że ktoś otworzyłby szkołę jogi i nauczał tylko 12 prostych asan. Ilu miałby chętnych? Ile czasu ci chętni uczyliby się tak małej ilości asan? Kto by uwierzył, że większej ilości asan dla celów jogi nie potrzeba?
Odnośnik do oryginału: Joga tradycyjna, pół-tradycyjna i komercyjna...

Dlaczego chcę? Bo nie muszę!

$
0
0

Bhujapidasana by Boonchu T.

Otóż to :-) Pytanie "dlaczego?" jest mi najbliższym od dziecka. Zadawałem je notorycznie rodzicom, dopóki się nie zniecierpliwili, długopisy testowałem pisząc właśnie to słowo ;-). Potem zacząłem zadawać je sobie i szukałem odpowiedzi w świecie zewnętrznym. A jeszcze później - w wewnętrznym... Poprzedni mój post mógł zabrzmieć negatywnie, pesymistycznie. Może niniejszy stanie się równoważnikiem tej domniemanej negacji. Zdaję sobie sprawę, że odbiór jest rzeczą bardzo indywidualną. Szanuję i staram się zrozumieć każdy sposób odbioru tego, co napisałem lub powiedziałem. Moją intencją nie jest zasiewanie smutku, zwątpienia ani poczucia winy. Większość z tego, co tutaj piszę to WSADZANIE KIJA W MROWISKO. Mądre i pracowite mrówki same zrobią z kijem, co chcą ;-) Uwielbiam asztangę. Po raz kolejny to napiszę. 8 lat minęło, a ja wciąż uwielbiam tę praktykę. W niej odnalazłem drogę do prawdziwej Wolności i Szczęścia, dzięki niej odczuwam Radość bez powodu! Popełniłem kiedyś taki tekst: Dlaczego Ashtanga? i tutaj nie chcę się powtórzyć, a jedynie uzupełnić. Ćwiczenie prostych sekwencji winjas wystarcza mi by odkryć prawdę o sobie samym (czyli de facto o Wszechświecie), a na zewnątrz, do Świata i Ludzi wyjść otwarcie, z uśmiechem i miłością. Dlaczego tak mogę? Bo się bawię! Jak dziecko bawię się swoim ciałem, swoim odczuwaniem. 99% zabawy. Czasami trochę mniej, ale... kto to zmierzy? Czy jest 99 czy 75 - doesn't matter. Chodzi o to, żeby się rozluźnić i oddychać, bo inaczej żyłka pęknie ;-) Asztangajoga to praktyka dla każdego, niezależnie od wieku i kondycji fizycznej. Jedynym ograniczeniem jest lenistwo = niechęć do wyjścia ze swojej strefy komfortu. Słyszałem o ludziach bez nóg, którzy ćwiczą według tej metody. Przecież nie chodzi o to, by podręcznikowo wykonać asanę. Raczej o to, by poczuć pewien ruch w ciele/umyśle, poczuć w tym ruchu przestrzeń, swobodę, wolność. Dla przykładu, nikt nie będzie sztywnych pleców przeginał za wszelką cenę do głębokiego mostka (zresztą już samo określenie "odgięcia do tyłu" jest mylące - lepiej myśleć "otwarcia przodu"). Wiele osób poszukuje guru. To bez sensu. Na zewnątrz nie ma guru, nie ma ideałów. Prawdziwe guru mamy w sobie. Inni ludzie mogą co najwyżej pomóc do niego dotrzeć. Poznając bliżej swoje autorytety - osoby, w które byłem wpatrzony jak w obrazek, przekonałem się, że są zwykłymi ludźmi. Jadają hamburgery i robią kupę. Jezus Chrystus też prawdopodobnie robił kupę. Głowy nie dam, bo mnie przy nim nie było, ale podejrzewam, że był człowiekiem z krwi i kości. Wracając do tematu - praktyka własna w zupełności mi wystarcza. Jest jak panaceum. Chętnie dzielę się tym doświadczeniem, z wielką przyjemnością robię, co w mojej mocy, aby inni też mogli doświadczyć wolności od guru i lekarzy. Ale czy muszę prowadzić zajęcia? Nie muszę! W zanadrzu mam kilka innych talentów i umiejętności. Pracy dookoła jest mnóstwo. Dzisiaj np. na Led Class zastałem 3 osoby. Nawet się trochę zdziwiłem, bo warunki meteorologiczne (te "obiektywne") sprzyjały, by się wybrać na zajęcia. Z ekonomicznego punktu widzenia 3 to mało, ale z mojego punktu - bardzo dużo, bo to bardzo ważne osoby. Dlatego, że przyszły. Oczywiście, jeśli tylko tyle osób chce ćwiczyć na Serii Prowadzonej, to z punktu widzenia szkoły zajęcia te wcale nie są potrzebne i zostaną usunięte, albo instruktor jest nieodpowiedni i zostanie zastąpiony. Życie jest proste :-)

Tradycyjnie i z dystansem

$
0
0

Utkatasana & Virabhadrasana I

Warsztaty są konieczne. Raz na jakiś czas warto wziąć udział. Nie tylko po to, żeby się nauczyć czegoś nowego. Może być to samo co zawsze (chociaż nigdy nie jest). Konieczne są dla odświeżenia perspektywy, ominięcia pułapki codziennej rutyny i dla weryfikacji ścieżki, którą się podąża. Miniony weekend zapisuję pod znakiem Tarika Van Prehn w Yoga Republic. Tego warsztatu potrzebowałem jak kania dżdżu. Czułem, że muszę na chwilę wyskoczyć ze swojego pudełka, wyjść do ludzi, posłuchać co piszczy w trawie światowej asztangajogi. A Tarik jest nauczycielem o bogatym doświadczeniu. Z niejednego pieca chleb jadł - uczył w kilku krajach, poznał asztangę przez pryzmat różnych kultur, a sam praktykował w Majsurze pod okiem K. Pattabhi Joisa. Są rzeczy ważne i mniej ważne. Prowadzący nasz warsztat wyraźnie oddzielił jedne od drugich. Poruszał się tylko w obszarze tych pierwszych. Oddech jest ważny. Jaki oddech? Dokończony! Rozciągnięty na cały zakres objętości płuc. Taki oddech ustawia ciało od środka, prostuje sylwetkę w naturalny sposób. Wtedy nie potrzeba się specjalnie troszczyć o to, co gdzie przyciągnąć lub odsunąć i których mięśni użyć. Cała metoda asztangawinjasy na tym polega. Tym się też różni od metod skupiających uwagę na wyrównaniu zewnętrznym, kiedy uwaga musi podążać za instrukcjami nauczyciela albo wbudowanymi własnymi instrukcjami ustawień. Jaki jeszcze? Wycofany! Umiejscowiony w obrębie gardła oddech szumu oceanicznych fal. Uddżaji. Bez tego nie ma asztangawinjasy. Jest jakaśtam winjasa. Dla mnie uddżaji jest elementem tak oczywistym, tak wbudowanym w całość, że nie wyobrażam sobie oddychania w inny sposób podczas ćwiczeń. Czasem się zastanawiam, jak odczuwają praktykę osoby, u których akcent przepływającego powietrza utrzymuje się wyraźnie w obrębie nosa. Jest powierzchowny. Spotykam się z tłumaczeniami w rodzaju "ja nie używam uddżaji, bo mi wysusza gardło". Hmm... Przyznam szczerze, że słysząc je poddaję się i nie namawiam więcej. Takie chwile zasiewają we mnie wątpliwość. Są sprawdzianem, czy dobrze rozumiem to, czego uczę innych. Na szczęście istnieją warsztaty-przypominacze, oddzielające ziarna od plew :-) Bardzo ważna, naczelna zasada: "never sacrifice the breath" - nigdy nie poświęcaj oddechu w imię wykonania jakiegoś ruchu. I oczywiście każdy ruch synchronizuj z oddechem. Początek wdechu/wydechu inicjuje ruch, koniec - wieńczy. Kilkukrotnie wykonaliśmy popularne ćwiczenie "zawierania się" ruchu w oddechu, tzn. ruch ciała rozpoczynał się dopiero po chwili od rozpoczęcia wdechu/wydechu, który z kolei trwał jeszcze chwilę po zakończeniu ruchu. Metodyka często ucieka się do tego sposobu - lekkiej przesady, przerysowania. Poznajemy wtedy, gdzie są granice i wychodzimy poza nie, by potem w codziennej praktyce utrzymać się w nich z większą łatwością i poczuciem bezpieczeństwa. "No dobrze, ale skąd taki tytuł postu?" ktoś zapyta. Racja, spieszę wyjaśnić zanim zapomnę ;-) Podoba mi się, kiedy prowadzący swoje wie i się tego konsekwentnie trzyma, a jednocześnie jest świadomy innych opcji. Potrafi się do nich odnieść bez narzucania swojego stylu. Tarik przyznał, że w kwestii praktyki asztangi ma podejście ortodoksyjne. Odradza ćwiczenie w dni nowiu i pełni Księżyca, na czas menstruacji sugeruje kobietom to samo, co Gurudżi (pierwszy dzień - bez ćwiczeń w ogóle, drugi dzień - bez głębokich skrętów i pozycji odwróconych, trzeci - lekka praktyka całej Serii), uczy wejść/wyjść do/z niektórych asan w bardzo konkretny sposób (np. Utthita Hasta Padangusthasana z podnoszeniem nogi wyprostowanej, wyjście z Sirshasana bez odrywania rąk od głowy). Z drugiej strony przyznaje, że sam czyni drobne ustępstwa od "tradycji", np. przy drishti (punkcie skupienia uwagi) żartując przy tym, że najwyżej trafi do "piekła asztangi" ("ashtanga hell") ;-) Dla mnie cenne było rzucenie nowego światła na kwestię odchylania głowy do tyłu ("drop the head back") w pozycjach Utkatasana i Virabhadrasana A. Wielu nauczycieli zabrania (asekuracyjnie?) wykonywać tego ruchu, a przecież wystarczy odpowiednio ustawić resztę ciała i staje się on, nie dość, że bezpieczny, to jeszcze całkiem wygodny. Stanowi świetny równoważnik dla pochyleń do przodu, których w Pierwszej Serii mamy całe mnóstwo. Poza tym łatwiej utrzymać w nim stabilne drishti. Ja zmieniłem swój dotychczasowy sposób ćwiczenia z wydłużonym tyłem szyi na takie właśnie odchylanie. Odkrywam nową jakość :-) Nie samą fizycznością asztangi żyje. Asana i pranajama to dopiero 2 z 8 gałęzi. Resztę powinniśmy rozwijać również poza matą. Tarik omówił je w kilku zdaniach, co będzie tematem kolejnego wpisu.

Wreszcie urodziłem

$
0
0

S-J-logo

Po ośmiu miesiącach noszenia (w głowie, sercu i na twardym dysku bardziej niż w brzuchu) przyszła na świat nowa strona szkoły Samadhi Joga: [caption id="attachment_2607" align="aligncenter" width="300"]Nowa strona Samadhi Joga www.samadhijoga.pl[/caption] Wcześniak? Jak na tę kategorię - wręcz przeciwnie. Taki projekt realizuje się w 2 miesiące. Dlatego jestem ogromnie wdzięczny mojej zleceniodawczyni za cierpliwość. Marta to złota szefowa . W ogóle mam szczęście do osób, z którymi pracuję. W poprzednim wcieleniu musiałem być dobrym człowiekiem ;-) 2 miesiące, owszem - można, ale pod warunkiem, że głównie tym jednym się zajmujemy. U mnie tak nie było. Przemieszczanie się i przełączanie pomiędzy zadaniami kosztuje mnóstwo czasu i energii. Poranna praktyka, zajęcia w szkole, powrót do domu (tu szansa na włączenie komputera), skąd za chwilę znowu wyjście na zajęcia popołudniowe, do wieczora. A przecież czasem wypada zjeść posiłek, kupić buty, ogarnąć mieszkanie, życie rodzinne i towarzyskie. Przez ostatnie 2 lata poznałem scenariusz pracy programisty na 1/8 etatu: siada przed monitorem, uruchamia środowisko do tworzenia projektu, zaczyna sobie przypominać, na czym ostatnio skończył... ok, ma! Szuka rozwiązania, wpada na pomysł, zaczyna pisać i... zanim się rozkręci, już musi zwijać sprzęt, jechać w inne miejsce. Ale w końcu strona powstała. Wrzuciliśmy pierwszą, najważniejszą zawartość informacyjną. Na resztę przyjdzie czas. W dobie internetu nie istnieje pojęcie "projekt zakończony". Strony muszą żyć, jeśli chcą być atrakcyjne i oglądane. Muszą się rozwijać, trzymać wciąż ewoluujących standardów. Na naszej jest jeszcze sporo fajnych rzeczy do zrobienia :-)

„No coffee, no prana” czyli kontrowersje wokół jedzenia

$
0
0

Kawa - filiżanka i ziarna

(kontynuacja tematu) Tarik odniósł się do kwestii odżywiania w kontekście aparigraha (powściągliwości). Kiedy powiedział, że jada 2 razy dziennie, znalazłem w nim bratnią duszę. Też tego próbuję, choć rzadko z sukcesem. Ale motywuje mnie pamięć okresów, w których jadałem 2 lub nawet 1 posiłek (uwaga: jabłko między obiadem a kolacją też się liczy). Nigdy nie czułem się zdrowszy niż właśnie wtedy. Potrzebujemy o wiele mniej niż nam się wydaje. Życie w dobie nadkonsumpcjonizmu rodzi wiele pokus, m. in. jedzenie ponad miarę. Często występuje ono jako zwyczaj towarzyski albo (nieświadomy) reduktor stresu. O tym, co jeść, również padło kilka zdań, ale raczej dla przypomnienia, gdyż grono słuchaczy było dobrze uświadomione poprzez sam kontakt z jogą. Wegetarianizm - sprawa oczywista, nie wymaga rozwijania. Z weganizmem niektórzy jeszcze dyskutują. Tu trzeba głębszej refleksji, żeby zauważyć, że szkody spowodowane żywnością mięsną i wegetariańską-niewegańską są tego samego typu. Różnią się tylko stopniem nasilenia i opóźnieniem wystąpienia objawów. Im bardziej przetworzona żywność, tym mniej odżywcza. Energia z niej jest krótkotrwała. Znowu potrzeba nadrabiać częstotliwością i rozmiarem kolejnych "posiłków". Wszechobecny gluten - groźniejszy niż się wydaje. Sukcesywnie niszczy błonę jelita cienkiego. Wiele osób bagatelizuje sprawę, dopóki nie mają tego powodu problemów zdrowotnych. Ucieszyłem się, kiedy Tarik powiedział, że nie używa farmakologicznych lekarstw, nie szczepił siebie ani swoich dzieci. Kolejny dowód na to, że można zachować zdrowie w naturalny sposób. Sam nie brałem żadnych lekarstw przez ostatnie 10 lat, szczepionek przez ponad 20, więc do tego nie potrzebuję potwierdzeń. Natomiast o szczepionkach dla niemowlaków wiem zbyt mało, a lobbing przemysłu farmaceutycznego potrafi skutecznie manipulować. Na razie poznałem osobiście tylko dwoje ludzi, którzy nigdy nie szczepili swoich dzieci (niektóre z nich są już dorosłe) :-) Było trochę i o używkach. Tarik wypowiedział tę niewygodną prawdę, że kawa żadnej energii nie daje. Przeciwnie - oszukuje tylko organizm, okrada go, czerpiąc z nieodnawialnego źródła energii przedurodzeniowej. Energia z kawy to złudzenie. Słynne powiedzenie Gurudżiego "No coffee, no prana" jest obecnie mocno nadużywane. Moim zdaniem to ściema taka sama jak  "Pij mleko, będziesz wielki", tyle, że wypowiadana z uśmiechem (i być może przymrużeniem oka) przez osobę o dużym autorytecie. Stanowi wymówkę dla pozostawania przy swoich przyzwyczajeniach i braku aparigraha. Wobec powyższego, czy ja pijam kawę? ...... Tak :-|. Daleko mi do ideału pod tym względem. Ale nie usprawiedliwiam się, ani nie podpieram wygodnymi legendarnymi sentencjami. Kontrowersje wokół jedzenia były, są i będą. Nic dziwnego, skoro od niego zależy nasze zdrowie i życie. Każdy ma wyrobione jakieś zdanie na ten temat, ale nie ma znaczenia, kto ma rację. Przyroda wszystkie racje weryfikuje :-)

Zalety stylu majsor (Ashtanga Mysore)

$
0
0

zajęcia w stylu majsor

Pozwolę sobie na początek przytoczyć wypowiedź Kino MacGregor:
... i przetłumaczyć najistotniejszy (moim zdaniem) przekaz: "Ucząc się według tradycyjnej metody majsor nie musisz podążać za tempem kogoś innego. Możesz dostroić się do wewnętrznego świata oddechu, wewnętrznego świata wykonywanej pozycji, wewnętrznego świata własnego skupienia i koncentracji. Jeśli Twój umysł jest "zewnętrznie skupiony" na nauczycielu, następnym ćwiczeniu, muzyce w sali itp., nie jesteś w stanie wykonać prawdziwej medytacyjnej pracy, która jest rzeczywistą esencją duchowej praktyki jogi". Cenna porada od Kino, jak zacząć: "Przeznacz 1 pełny miesiąc na praktykę bez opuszczania zajęć przynajmniej 3 razy w tygodniu. Wtedy choć w minimalnym stopniu doświadczysz transformacji. 6 miesięcy byłoby jeszcze lepsze, ale dla początkującej osoby nawet 1 miesiąc przyniesie korzyść".
"Styl majsor to prawdopodobnie najkorzystniejszy sposób, by naprawdę wziąć odpowiedzialność za wewnętrzną podróż ku jodze"
Zdaję sobie sprawę, że nie dla wszystkich Kino jest autorytetem. Dla mnie jest, napisałem o tym kiedyś. Niektórzy zarzucają jej szerzenie kultu ciała, komercyjność oraz to, że sama miała łatwą drogę. Cóż, psy szczekają, karawana jedzie dalej. Dziewczyna od 14 lat praktykuje 6 razy w tygodniu, więc wie, o czym mówi. Po drodze przechodziła trudności, jak każdy. Doświadczony nauczyciel asztangi jednym tchem wymieni zalety metody tradycyjnej. 2 tygodnie temu David Keil na otwartym wykładzie w Astanga Yoga Studio określił ją jako najbardziej rozwojową i najbezpieczniejszą, pod warunkiem, że jest praktykowana codziennie (wówczas praktyka staje się praktyką, inaczej zostaje "chodzeniem na jogę"). Zajęcia prowadzone dla grupy ogólnej nie rozwiną ucznia, zgodnie z zasadą "co jest do wszystkiego, jest do niczego". Mam dla nich prywatną nazwę: "rekreacja ruchowa z elementami asan". Początkujący nie zdążą przyswoić solidnych podstaw, a osoby bardziej zaawansowane nie zrobią postępu. Dodatkowo statystyka pokazuje, że najwięcej urazów i kontuzji przydarza się właśnie podczas zajęć prowadzonych, zwłaszcza tych bez podziału na stopnie zaawansowania ("grupa początkująca" powinna występować w przyrodzie). Oczywiście jest wiele powodów, dla których ludzie wolą być kierowani. Chcą się "wyłączyć", nie muszą zastanawiać się nad wyborem ćwiczenia, głos instruktora hipnotyzuje, muzyka w tle dodaje klimatu, obok wszyscy robią mniej więcej to samo, panuje miła atmosfera wspólnego wysiłku... Na quasi-indywidualnych zajęciach asztangi trzeba, przynajmniej przez pewien czas, wkładać odrobinę wysiłku w zapamiętanie kolejności ćwiczeń. Trochę niewygodne, trochę boli, ale się opłaca. Otwiera drogę do wolności. Potem gdziekolwiek jesteś, masz pod ręką gotowe narzędzie. Na środku łąki rozpoczynasz Powitanie Słońca. Bez nauczyciela, karty Benefit, paska, drabinki, rozpiski asan. Keil, pytawszy adeptów asztangi dlaczego nie rozpoczęli jeszcze praktyki metodą majsor, najczęściej słyszał "nie jestem gotowa/y". Nazwał to lenistwem. Stereotyp głosi, że trzeba być "gotowym". Zdarza się, że i nauczyciele ten stereotyp podtrzymują, żeby nie musieli zbyt dużo uwagi poświęcać uczeniu kogoś od podstaw, gdy na sali jest wiele innych osób bardziej zaawansowanych. Czyli dochodzi lenistwo nauczycieli ;-) Inna sprawa, że większość z nas zaczęła uczyć zbyt wcześnie. Usłyszałem kiedyś, że nauczyciel powinien sam rozpocząć praktykę Zaawansowanej (Trzeciej) Serii asztangajogi zanim przystąpi do prowadzenia zajęć majsor. Mądre podejście, tylko postępując zgodnie z nim byłoby w Polsce bardzo ciasno na salach u tych kilku nauczycieli ;-) Czy wobec tego jesteśmy gotowi? Krishnamacharya mawiał tak:
"Anyone who can breathe, can do yoga" - "Każdy, kto potrafi oddychać, może ćwiczyć jogę"

11 dni przerwy

$
0
0

… w blogowaniu przeznaczone na pobyt w tymczasowym „ośrodku medytacyjnym” wraz z grupą wspaniałych ludzi.

Ula Mo., Ula Mu., Ula „Kuba”, Jola, Justyna, Josephine, Ania, Marta, ScottWitek, Rafał, Piotr, ŁukaszDarek D., Darek W. – ogromne Dzięki! Było magicznie. I chyba nauczyłem się robić owsiankę dla 120 osób ;-)

Wracam do spraw pilnych bieżących, z których najważniejszymi są:

  • majówka (robi się last minute, ale ja wciąż wierzę w powodzenie akcji, 3majcie kciuki)
  • interesujący i (wreszcie) merytoryczny artykuł stricte na temat asztangajogi

A poza tym… wiosno, przybywaj, proszę. Już kwiatki posadziłem w nagłówku strony ;-) a Ty jeszcze dałaś fory zimie :-|


Joga mimo wszystko

$
0
0

Na Mazurach: Sarna Europejska

Pani sąsiadka na osiedlu powiedziała, że jutro ma być potworna śnieżyca. Ciekawa prognoza, zważywszy na zbliżanie się wielkimi krokami najbardziej soczystego, zielonego miesiąca. Cóż, może w tym roku będzie biały. A może zechce być zielony, tylko polska kraina spłynie do morza po otrząśnięciu ze śnieżnej pokrywy. Niezależnie od tego jak wielki kataklizm klimatyczny nas czeka, zachęcam do wzięcia udziału w wyjazdowym warsztacie, który mam przyjemność organizować. Na Mazurach! Miejmy nadzieję, że ocieplenie jednak przyjdzie, bo do komfortowego ćwiczenia potrzebujemy 25°C :-) Opis warsztatu znajduje się na stronie http://www.samadhijoga.pl/event/majowka-z-asztanga-lekkosc-i-moc.

U Basi

$
0
0

Basia Lipska Larsen

Bilet Podróżnika TLK: 74 zł

Wejście na zajęcia jogi: 50 zł

Zupa i sok po praktyce: 20 zł

Spotkanie z Basią: bezcenne.

Są rzeczy, których kupić nie można. Za pozostałe zapłaciłem kartą *Card bądź gotówką. ... Pociąg nocny do Wrocławia, przejście przez budzące się do życia miasto o godzinie 7 w Sobotę Wielkanocną, wejście do ulubionej Akademii na ulicy Ruskiej. Formalności, przebieralnia, biorę matę z szafy, otwieram drzwi do Średniej Sali. Tam już od pół godziny trwa praktyka majsor. Kilkanaście osób, wiele znajomych twarzy. No i ona - Basia Lipska (teraz dodatkowo Larsen). Cieszę się na sam widok. Przywitanie po wielu miesiącach, rozwijam matę. Teraz cieszę się podwójnie, bo zaczynają się oddechy, asany, winjasy i... jej głos z różnych zakątków sali. "Dzisiaj cała Druga Seria?" - pyta. Oczy mi się świecą, bo na to właśnie po cichu liczyłem. "Z przyjemnością" - odpowiadam - "Jeśli pomożesz". Oczywiście pomogła (od tamtej pory Pincha Mayurasana będzie mi się śnić po nocach, dopóki nie znajdę klucza do jej wykonania). Zresztą Drugą Serię praktykowała na tych zajęciach znakomita większość uczniów. Dobrze jest być w otoczeniu, które wspiera, rozwija i motywuje, by sięgać, gdzie wzrok nie sięga :-) Gdzieś w połowie czasu, zaplątany w Marićziasanie, skręcam się i próbuję oddychać, a ona pyta, czy pociągiem przyjechałem. "Tak, pociągiem" i uśmiecham się sam do siebie, bo... Przypominają mi się pierwsze lata fascynacji jej osobą. Od pierwszego razu we wrocławskim Centrum Sztuk Walki na Grabiszyńskiej (maj '2005) jeździłem wszędzie tam, gdzie zawitała. Basia we Wrocławiu - Michałek bierze urlop i jedzie, Basia w Krakowie - on za nią. Poznań, Łódź, Warszawa (na miejscu najlepiej) - to samo. Przez 7 kolejnych lat, czasem 2-3 razy w roku. Miejsca tylko w Polsce, bo wydawało mi się wtedy, że mnie nie stać na wyjazdy zagraniczne. Jedne pobyty długie, 10-, 14-dniowe, z noclegiem na sali gimnastycznej w towarzystwie innych przyjezdnych. Inne krótsze, weekendowe, oraz wszystkie "jednorazówki" - bez namysłu, spontaniczne, 7 godzin podróży w jedną stronę, 2 godziny praktyki i 7 godzin podróży powrotnej, jak ten sprzed dwóch tygodni. A wszystko po to, by u niej poćwiczyć. Co mnie tak do niej przyciąga? Otóż jej jasna energia, jej łagodna, przystępna osobowość, mądrość ukryta pod infantylnym sposobem bycia i komunikacji ("rączki wyżej, nóżki razem") oraz to, że przekraczała schematy, ucząc mnie rzeczy, do których wg wykładni nauczania "tradycyjnego" nie byłem gotów (typowe przykłady: Druga Seria przed wstawaniem z mostka, stanie na rękach przed chwyceniem za pięty w Kapotasanie). Podczas, gdy ona poprawiała mnie w pozycjach, ja ją - w polskiej mowie (oczywiście z przymrużeniem oka, ale starała się ;-)). Po licznych próbach z mojej strony, od "łokiety do sufita", przez "łokiecie" i "łokcie" po drodze, pamiętała już, że wymawiamy "łokcie do sufitu". Dziś już tego nie robię. Przecież podoba mi się, kiedy mówi, że ktoś "zapomniał imienia pozy". W tym cały jej urok :-) ... Różne są pomysły na cechy dobrego nauczyciela jogi. Wiele z nich zostało spisanych, można je znaleźć w internecie. Też zdążyłem sobie wykształcić pogląd. Może kiedyś go tu podam, tak jak zrobiłem to z wizją idealnego studia jogi. Ostatnio trafiłem na artykuł "What Makes a Good Teacher" ("Co tworzy dobrego nauczyciela"). Autorka pisze o tym, że przemierzała cały kraj w ślad za swoimi ulubionymi nauczycielami. Wymienia przy tym wszystkie ich "ludzkie" cechy, m. in. dystans do siebie samych, umiejętność przyznawania się do błędów, wykazywanie zainteresowania problemami uczniów, zapamiętywanie ich imion. One dobrze określają moją nauczycielkę. Dlatego... nie ma jak u Basi :-)

Jeśli chcesz dobrze się czegoś nauczyć, zostań trenerem

$
0
0

nauczyciel

Kiedy zapisywałem się na swój pierwszy kurs nauczycielski, nie znałem tej formułki. Ona mi przyświecała chyba podświadomie. Skoro już znalazłem dla siebie praktykę na resztę życia, uznałem, że warto poznać ją głębiej. Choćby dla zdrowia i bezpieczeństwa. Przecież przede mną 150 tysięcy Powitań Słońca (3000 * 50 lat, lekko licząc). Wiadomo, że wielokrotnym powtarzaniem ćwiczenia można się równie dobrze naprawić jak i uszkodzić - wszystko zależy od jakości wykonania. A treningi dla przyszłych nauczycieli to bodaj najlepszy sposób, by tę jakość udoskonalić. Wtedy ani mi było w głowie, żeby prowadzić zajęcia. Po ledwie dwóch latach od poznania metody? To tak, jakby drugoklasista uczył pierwszaka alfabetu, bez pojęcia o tym, do czego ten alfabet służy. Poczekałem więc i zacząłem (dopiero/już) w klasie czwartej ;-) Oczywiście praca jako instruktor na co dzień kształci i rozwija, jednak tytułowa porada najbardziej sprawdza się przy okazji warsztatów. Jak zaprojektować optymalny program? Jaki zestaw ćwiczeń wybrać? O czym mówić? Odpowiedzi na tego typu pytania wymagają poznania przedmiotu od podszewki. W tegoroczny majowy długi weekend miałem ogromną przyjemność poprowadzić kilkudniowy warsztat na temat asztangajogi. To było niesamowite doświadczenie, pierwsze takie w życiu i na pewno nie ostatnie :-). Saska Kępa, podobnie jak większość Polski, pachniała wtedy... deszczem, czyli warunki na majówkowy piknik słabe, za to na zajęcia pod dachem - jak znalazł! Aura sprzyjała wewnętrznemu skupieniu. Przygotowania zmobilizowały mnie do nadrobienia zaległości teoretycznych. Pattabhi Jois zalecał maksimum 5% teorii. Do pewnego momentu - zgoda. Nawet jest lżej, bo bardziej beztrosko. Ćwiczę, jak zostałem nauczony, nie zastanawiam się dlaczego i po co właśnie tak, tylko doświadczam, odkrywam wewnętrzną prawdę, bawię się. Ale gdy przychodzi moment przekazania tego dalej, 5% przestaje wystarczać. Poczytałem więc trochę mądrych tekstów i obejrzałem kilka filmów żeby się dokształcić. Przy okazji poznałem fascynującą historię życia Krisznamaczarii (tego pana, od którego wszystko się zaczęło), postudiowałem z czystej ciekawości Jogasutry, zanurzyłem się w melodię sanskrytu, wniknąłem w fizjologię, mechanikę mięśni wewnętrznych, strukturę powięzi, żeby dotknąć niewidzialnej uddijany, żeby wyjaśnić, dlaczego ćwiczenie bez winjasy jest brawurą, dlaczego ćwiczenie codzienne jest lepsze niż co drugi dzień itp. Do praktyki na swojej macie nie potrzebuję całej tej wiedzy. Ale poza nią już - tak, bo...
Choć wszyscy są tacy sami, każdy jest inny. the same but different
No właśnie. Różnimy się od siebie. Gdzieś w środku mamy wspólny boski pierwiastek i na tym koniec podobieństw. Różne ciała, różna przeszłość, różne filtry patrzenia na świat, różne sposoby pojmowania (np. co najmniej 3 interpretacje zdania "stań z przodu maty" ;-)). Przekonuję się o tym na prawie każdych zajęciach (bo nie prowadzę ich jak robot wydający komendy anonimowej masie) i przekonałem się także na wspomnianym warsztacie. Często musiałem tam tworzyć rozwiązania ad hoc, bo uczestnikami były osoby w różnym wieku, o różnej kondycji fizycznej i różnym "stażu jogowym". U wszystkich widziałem zapał, ciekawość i chęć współpracy, co mnie dodatkowo motywowało. Wspaniałe, rozwijające zadanie dla (mam nadzieję) obu stron. Różnorodność jest piękna :-) Sztuką jest znaleźć język uniwersalny - klucz, który trafi do jak najszerszego grona odbiorców. Czuję się jak raczkujący adept tej sztuki. Dziękuję za to doświadczenie. SERCEM. Do zobaczenia na kolejnych warsztatach!

Asztangajoga – dlaczego robimy to, co robimy – część I: Ogień (wewnętrzny i zewnętrzny)

$
0
0

Supta Kurmasana

Czas przejść do meritum, czyli mniej prywaty, więcej przydatności pro publico bono. Proponuję dziś pierwszy fragment artykułu "Ashtanga Yoga – Why We Do What We Do" przybliżającego biochemiczne podłoże praktyki asztangajogi. Kiedy poprosiłem o zgodę na publikację jego tłumaczenia, odpisała mi... Bobbi Misiti - ta sama, którą 2 lata temu spotkałem w Astanga Yoga Studio (prowadziła tam warsztat i zajęcia majsor). Aha, więc do niej należy strona befityoga.com! Jaki ten świat mały :-). Oto tłumaczenie:
Asztanga różni się od innych form jogi. Robimy w niej kilka bardzo specyficznych rzeczy, które wielu ludziom mogą wydawać się dziwne. Ale wszystko ma swoje powody. Postaram się je wyjaśnić, żeby asztangajoga stała się bardziej zrozumiała. Pierwszym tematem, który chcę poruszyć, póki w Penn's Woods mamy lato, jest to, dlaczego unikamy włączania klimatyzacji. Istnieje kilka przyczyn:
  • Ciepło pomaga w usuwaniu toksyn z narządów do krwioobiegu, skąd nasz organizm może się ich pozbyć. Budujemy ciepło przy pomocy oddechu, bandh i winjasy, żeby wesprzeć usuwanie toksyn. Zatem ciesz się ciepłą pogodą i głębszym detoksem.
  • Gdy jest gorąco, również mięśnie bardziej się rozluźniają (w klimatyzowanej sali mięśnie zaczną się spinać), co pozwala na głębsze wchodzenie w pozycje, a przez to "wyciśnięcie" z narządów wewnętrznych jeszcze więcej toksyn.
  • Poć się. Pot jest dobry dla skóry. O ile stosujesz dość czystą dietę, twój pot zawiera dobroczynne minerały, które chcesz wmasować z powrotem w skórę. Jogini mówią, że nie należy wycierać potu ręcznikiem, tylko wcierać go. Zwłaszcza na twarzy i rękach. Pozwoli to zachować skórze młodość. W pocie występuje również naturalny środek antybakteryjny zwany dermicydyną, ponoć aktywny wobec wielu różnych typów bakterii (m. in. E-coli, paciorkowce Enterococcus faecalis, gronkowce Staphylococcus i powszechne grzyby Candida albicans).
  • W klimatyzowanym powietrzu brakuje prany - ujemnych jonów. Jony ujemne są tym, co nadaje wdychanemu powietrzu witalności. Są to aktywne bardzo ruchliwe cząsteczki, które wiążą się z toksynami, oczyszczając powietrze. Poruszające się świeże powietrze jest bogatym źródłem jonów ujemnych - prany. Z czasem twoje ciało dostosuje się i gorąco nie będzie ci przeszkadzało, zarówno na macie do jogi jak i podczas spacerów na zewnątrz. To krótkotrwała niedogodność dla uzyskania korzyści na dłuższą metę.
  • Wciąż czujesz gorąco? Sprawdź, co masz na sobie. Jeśli nosisz dużo poliestru, skóra nie może oddychać. Noszenie poliestru jest jak ubieranie się w plastikowe butelki. Znam te wszystkie medialne doniesienia mówiące, że poliester wsiąka wilgoć. Być może tak jest, ale on nie pozwala powietrzu dotrzeć do skóry. Zasadniczo dusisz skórę gdziekolwiek jesteś ubrany w poliester. 100% bawełny jest najlepsze, bo ona oddycha i umożliwia wymianę prany między atmosferą i naszą skórą. Poliester na to nie pozwala.
Brak klimatyzacji jest krótkotrwałą niedogodnością dla poprawy na dłuższą metę. Ciesz się więc poceniem, miej gorącą głęboką praktykę. Ja pokochałam moje praktyki pełne potu.

Siła i elastyczność

to tylko EFEKTY UBOCZNE! Wielu ludzi uważa, że jogę ćwiczy się dla uzyskania elastyczności, co nie jest prawdą. Wykonujemy pozycje przede wszystkim dla układu oddechowego, by nauczyć się jak wykorzystać oddech, aby dostarczyć więcej tlenu do każdej komórki i uspokoić układ nerwowy, usuwając stres i napięcie z naszych ciał. Stres jest główną przyczyną większości chorób. Pozycje wykonujemy także dla wyżęcia narządów wewnętrznych - dla wewnętrznego oczyszczenia. Kiedy jesteś w pozycji, ściskasz narządy wewnętrzne - dosłownie wyżymając je, wyciskając zastałą krew i toksyny. Po wyjściu z pozycji, świeża krew, tlen i składniki odżywcze są dostarczane do organów. W ten sposób zapobiegamy umiejscowieniu się choroby w ciele. Nieświeża krew, która nie krąży regularnie, jest miejscem, gdzie zaczyna się choroba i nowotwór.

Na temat skoków

Skoki w Powitaniach Słońca i pozycjach stojących służą określonemu celowi. Przede wszystkim, zgodnie z tekstami jogicznymi, skakanie:
  • rozbudza całe ciało zrzucając bezwład i zmęczenie mózgu
Znane z nauki i mojego podłoża treningowego jest to, że skakanie:
  • poprawia gęstość kości
  • uczy korzystać ze wsparcia rdzenia/centrum (bandhy)
  • zwiększa intensywność
  • Burpee - natknęłam się na artykuł z dziedziny fitness o zaletach wykonywania Burpee, które są w zasadzie tym samym, co robimy w każdym Powitaniu Słońca. Od stania przechodzisz do pozycji kija i skaczesz do przodu z powrotem do pozycji stojącej (zobacz na mercola.com).
  • opracowany w latach '30 przez dr Royal H. Burpee - człowieka renesansu, który był autorem, fanatykiem fizycznego fitnesu i psychologiem. Burpee został stworzony przez dr Burpee jako część jego doktoratu na Uniwersytecie Columbia. Burpee historycznie były wykorzystywane przez wojsko do testowania siły i zwinności rekrutów. W ostatnich dziesięcioleciach większa populacja skorzystała z tego całościowego ćwiczenia jako spalającego kalorie. Najlepsze, że każdy może to zrobić w dowolnym miejscu, w dowolnym czasie.
  • wysoce skuteczne proste ćwiczenie, które nie wymaga sprzętu, siłowni ani trenera
  • powód, dla którego Burpee jest "jedynym" od początku do końca całościowym ćwiczeniem: angażuje całe ciało w treningu siłowym oraz jako ćwiczenie tlenowe (aerobowe) i beztlenowe (anaerobowe)
  • wpływa na całe ciało, wypracowując nogi, ramiona, klatkę piersiową, plecy, mięśnie brzucha i pośladki
  • jest fenomenalne dla poprawy siły, ponieważ naciskasz i podnosisz własny ciężar, budując ważne mięśnie
  • Burpee spala 50% więcej tłuszczu niż konwencjonalny trening siłowy. Innymi słowy, można spalić tyle samo tłuszczu pracując przez połowę czasu. Burpee, podobnie jak inne elementy treningu siłowego, zwiększa metabolizm. Głównie dlatego, że jest potężnym bodźcem anaerobowym i należy do fizycznych treningów wysokiej intensywności typu Peak Fitness.
  • Burpee mogą być wykonywane w dowolnym miejscu i dowolnym czasie za darmo.
  • Jest również treningiem sercowo-oddechowym. Wykonując krótki zestaw Burpee możesz skutecznie podnieść tętno do poziomu docelowego.

Na temat intensywności

Intensywność w praktyce ma swój powód: Nasze ciała potrzebują krótkich impulsów intensywności dla zdrowia i kondycji. Wykazano, że treningi intensywności poprawiają funkcjonowanie serca lepiej niż treningi wytrzymałościowe (właściwie maratończycy mają wyższe ryzyko zawału serca!) W swojej praktyce pracuj nad obszarami intensywności do punktu, w którym brakuje ci tchu, a następnie utrzymaj płynność aż go odzyskasz. To wzmocni serce i układ krążenia. Nerwowość rujnuje przepływ i intensywność. . .

To dlatego robimy winjasę

Vinyasa nie znaczy wykonywania Psa z Głową do Góry / w Dół pomiędzy pozycjami... Vinyasa jest po to, by się wyregulować za pomocą oddechu:
  • poruszanie się w rytm oddechu uspokaja nasze umysły i energetyzuje ciała
  • pomaga nam utrzymać oddech pomiędzy pozycjami! gdy wstrzymujemy oddech próbując wejść do pozycji, istnieje największe ryzyko urazu
  • lepiej skupić się na winjasach niż na wyrównywaniu pozycji - ustawianie za bardzo zaprząta głowę
  • werset "joginie, nie rób asany bez winjasy" odnosi się do rytmu i intensywności praktyki, nie do wykonywania Psa w Górę / w Dół

Źródło: BeFit Ashtanga Yoga c. d. n. A Burpee wygląda tak:

Asztangajoga – dlaczego robimy to, co robimy – część III: Złap za paluch

$
0
0

duży paluch złapany

"Ashtanga Yoga – Why We Do What We Do" - trzeci fragment tłumaczenia tekstu Bobbi Misiti. Kilka praktycznych wyjaśnień na temat chwytania za paluchy, ułożenia rąk w Wojowniku, ułożenia stóp w Psie do Góry i asymetrii lotosu. Jeśli chodzi o Drugą Serię, podzielam zdanie Bobbi. Nauczyciele dzielą się na tych, którzy ułatwiają dostęp do nowych asan i tych, którzy pilnują sznurka "tradycji". Ja na szczęście trafiałem z reguły do tej pierwszej grupy. Liberalne podejście bardzo pomogło mi się rozwinąć. Dlatego teraz, kiedy zauważam u kogoś dostateczną płynność w praktyce Pierwszej Serii, proponuję rozpoczęcie Drugiej. Bez konieczności wstawania z mostka. Przecież to tylko sekwencja pozycji ;-)

Druga Seria to nic wielkiego

Być może nowy sposób uczenia asztangi zawyża rangę Drugiej Serii. Ale to po prostu sekwencja pozycji. Nie jesteś super joginką/joginem jeśli się jej uczysz, nie jesteś wyjątkowa/y jeśli ją wykonujesz. Serie: Pierwsza i Druga nie są liniowe, pozycje NIE postępują od łatwiejszej do trudniejszej. Pewne pozycje Drugiej Serii są łatwiejsze od Pierwszej - Shalabasana jest najbardziej zalecanym przez fizjoterapeutów ćwiczeniem na ból pleców. Przyjdź na zajęcia Kripalu dla początkujących, a wykonasz Shalabasana i Ustrasana... W podejściu do Drugiej Serii nie chodzi o możliwości twojego ciała (jak schodzenie/wstawanie do/z mostka). Chodzi o stałość i długotrwałość praktyki. Możesz zatem pozbyć się wszystkich obaw związanych z samym wykonywaniem ćwiczeń. Jeśli praktykowałaś/eś stale przez około rok, chcesz się uczyć Drugiej Serii dla zrównoważenia skłonów (zgięć) do przodu z Pierwszej. A niektórzy nawet wcześniej, jeśli potrzebują odgięć do tyłu z powodów terapeutycznych, takich jak problemy z dyskiem, rwa kulszowa, bóle krzyża. Inne specyficzne detale, które stosujemy:

Trzymanie za duże paluchy

czyli "Asztangowy System Zamykania Palcem". W szczególności chwytamy duże paluchy oraz trzymamy zewnętrzne krawędzie stóp naciskając ścięgna paluchów kciukami, a podeszwy stóp - palcami dłoni, ponieważ:
  • Punkt refleksologiczny i akupunkturowy K1 na spodzie stopy łączy się ze wszystkimi innymi meridianami w ciele. Pozycje "ręka do stopy" dotykają punktów refleksologicznych
  • Trzymanie dużego palucha wzmacnia spód stopy i pomaga zapobiegać powstawaniu zgrubień/narośli na pięcie i podeszwie. Pomaga również odnowić/odbudować łuk stopy
  • Obieg energii - dłonie do stóp, głowa do kolana, pacha do uda, język na podniebieniu - to wszystko są punkty połączeń - meridiany w ciele. Kiedy się do nich "podłączamy", utrzymują energię krążącą w ciele. Zupełnie jakby włączyć wtyczkę do gniazdka.

Ręce w geście Anjali Mudra

(połączone dłonie ponad głową) podobnie - mają pewien cel: wykonujesz mudrę. Mudra jest ułożeniem dłoni i/lub pozycji ciała w sposób pobudzający przepływ energii. Anjali Mudra (ręce w pozycji modlitwy) reprezentuje połączenie prawej i lewej strony ciała, pierwiastka męskiego z żeńskim, siły z wrażliwością. Łączenie dłoni pomaga utrzymać w równowadze przeciwstawne energie wewnątrz ciała. Aby zrobić mudrę Anjali bezpiecznie nad głową, trzymaj ręce przed uszami i patrz do góry w stronę kciuków. Wyciąganie rąk z połączonymi dłońmi za bardzo do tyłu (do uszu lub za nimi) jest niewygodne w barkach. Bezpiecznie jest trzymać ręce przed uszami lub na policzkach. Ten drobny ruch pomaga również zachować równowagę między Męską i Żeńską energią podczas praktyki. W asztandze bardzo łatwo jest skupiać się na aspekcie męskim i tracić wrażliwość pozycji. Jeśli kładziemy zbyt duży nacisk na samo wykonanie pozycji, nie jesteśmy wrażliwi/otwarci na nią, nie odczuwamy jej i nie podlegamy jej wpływowi. Dzięki mudrze Anjali pamiętamy o rozluźnieniu, oddychaniu w pozycjach i wrażliwym odczuwaniu ich.

Stopy w Psie do Góry

Rolowanie na paluchach i kładzenie grzbietów stóp na podłodze, jak w Psie z Głową do Góry, jest dobre dla kostek i łuków stóp. Rzadko mamy okazję rozciągnąć nogi w kostkach tak jak w tej pozycji. Gdy na stojąco trzymamy stopy zgięte w kostkach (dorsiflexion), stają się one bardzo sztywne i tracą mobilność. Poruszanie stawem skokowym przez cały jego zakres ruchu pomaga uwolnić od bólu i zachować zdrowsze stopy oraz dolne partie ciała. W miarę rozwijania elastyczności kostek łatwiejsze będzie również wykonanie innych pozycji, np. tirianga mukha eka pada paschimattanasana.

Prawa noga pierwsza w lotosie

Nasze ciało nie jest symetryczne... więc jeśli uważasz, że trzeba ćwiczyć lewą nogę w półlotosie dla zrównoważenia, nie szukasz wystarczająco głęboko... wewnątrz... Narządy wewnętrzne, serce, płuca nie są symetryczne. W asztangajodze nie chodzi o ciało fizyczne, ale bardziej o to co się dzieje wewnątrz - o energię i oddychanie.
  • Prawa noga zakładana do pozycji lotosu jako pierwsza ustawia stopy tak, by trafiały na miejsce wątroby i śledziony dla lepszego ich uciśnięcia i zachowania w równowadze. Wątroba reguluje trawienie tłuszczów i wspomaga metabolizm. Śledziona oczyszcza krew i utrzymuje w zdrowiu układ odpornościowy.
  • Energia porusza się w ciele według pewnego wzorca. Chcemy pobudzić ten przepływ. Pozycja lotosu na prawą nogę jest zgodna z energetycznymi wzorcami - Nancy miała dwoje przyjaciół, którzy lubili medytować w lotosie na lewą nogę... Jedno z nich zmarło na chorobę wątroby, drugiemu trzeba było usunąć śledzionę... Powiedziała, że to może nie mieć żadnego związku...
  • Co innego kiedy stajesz się oświecona/y. Wtedy Twoja energia ulega odwróceniu i zakładasz lewą jako pierwszą. To dlatego na wszystkich obrazkach Buddy ma on lotos zapleciony na lewą nogę. Mnisi są uczeni zakładania prawej nogi w lotosie do czasu osiągnięcia oświecenia.
Wszystkie te informacje to dopiero początek pełnego 2-godzinnego warsztatu, ale do tematu miesiąca wystarczy. Chcę też napomknąć jak praktykować asztangajogę, żebyście mogli robić to do końca życia. Jest w tym wiele na temat znajdowania równowagi pomiędzy męskością i kobiecością.

Asztangajoga na całe życie

"Celem" jogi jest spokój umysłu... Spójrz z tej perspektywy. Nie chodzi o zaplatanie się, przeskakiwanie ani stawanie na rękach. Miej to na uwadze, kiedy praktykujesz. Czy rozwijasz spokój umysłu? Czy może cierpisz, bo zmuszasz ciało do wykonania jakiegoś triku? Leniwi nie praktykują asztangi... Ona przyciąga najbardziej tych, którzy mają tendencje do bycia osobowościami typu "A", czyli pracują ciężej niż trzeba! Nie zmuszaj się w pozycjach, rozluźniaj się i oddychaj - bądź otwarta/y. Aspekt kobiecy. I nie polecałabym zajęć z kimś, kto daje mocne korekty. Praca z ciałem w asztandze (korekty/asysty) jest bardzo korzystna i przyjemna, jednak asysta powinna być delikatna i zgodna z przepływem energii oraz układem mięśni. Nikt nie powinien na siłę ustawiać twojego ciała do pozycji. Pomocna jest odrobina pokierowania tu i tam, podparcia lub podniesienia. Pomaga to również ciału i systemowi nerwowemu poczuć pozycję i przekonać się, że coś jest możliwe do wykonania. Z czasem znajdziesz to na własny sposób. Intensywne praktyki są szkodliwe. Słyszałam, jak tego nowego określenia "otwieranie się" używa ktoś, kto uszkadza się w pozycji jogi. Nie podoba mi się to. Jeśli naciągasz lub rozrywasz tkanki, to nie jest otwieranie ciała, tylko rozrywanie tkanki. Nie stosuj, proszę, takiego otwierania w swojej praktyce.
Źródło: BeFit Ashtanga Yoga ciąg dalszy tutaj

Biegunowość węża

$
0
0

symbol Kaduceusza

Ostatnio więcej odtwarzam niż tworzę. Ta faza potrwa przez chwilę. Własnych pomysłów mi nie brakuje, wręcz przeciwnie - mam dziennie około miliona. Ale na półce czeka zgromadzony materiał fascynacji cudzym dorobkiem. Dzisiaj słowo Matthew Sweeney'a w tłumaczeniu Łukasza Przywóskiego:
Celem jogi jest zjednoczenie prany z apaną, by ostatecznie zakończyć wszelką dwoistość, wszelką biegunowość. Termin apana oznacza w dosłownym znaczeniu "nieprzetrawiony" lub "niezintegrowany". Często pranę postrzega się jako coś dobrego, a apanę jako coś złego. Prana jest życiem, a apana śmiercią. Zaakceptowanie tak zwanych złych aspektów jaźni, czyli apany, sprzyja ujarzmieniu lub połączeniu przeciwieństw - ostatecznie życie i śmierć stanowią jedno. W kontekście pełnego zrozumienia tej koncepcji założenie, że apana ogranicza się wyłącznie do fizycznego wydalania, jest zawężone. Rzeczywiście można poprawić fizyczny proces trawienia i wydalania, jednak termin apana odnosi się przede wszystkim do niezintegrowanej osobowości człowieka. Joga polega raczej na uznaniu, zaakceptowaniu i zintegrowaniu ciemnej strony samego siebie niż na jej usunięciu [...]

Przebudzona energia kundalini, która wzniosła się do czakry manipuraka, może ponownie opaść do czakry muladhara; z wielkim trudem musi ona zostać ponownie wzniesiona. Przed podjęciem próby przebudzenia kundalini należy całkowicie wyzbyć się pragnień i być przepełnionym vairagyą (bezpragnieniowością). [...] Przebudzona energia kundalini syczy niczym wąż uderzony kijem i wnika w suszumnę. Przemieszczając się z czakry do czakry, otwiera kolejne warstwy umysłu, a jogin nabiera nadprzyrodzonych mocy jogicznych (siddhi). (The Science of Pranayama, s. 16)

W większości mitologii wąż/krokodyl jest potężnym symbolem. To poddźwięk starożytnej historii człowieka, naszej głęboko zakorzenionej pamięci genetycznej oraz wężowatego kształtu kręgosłupa. Mimo że wąż jest zimnokrwisty, beznamiętny i w pewien sposób obcy, pozostaje stworzeniem o boskim przeznaczeniu. [...] Zanim w pełni poznasz swoją wyższą naturę, musisz skonfrontować swoje wnętrze, całkowicie obnażając swoją niższą naturę. Jest to nie lada paradoks. Całkowite poddanie się wyższej naturze musi nastąpić, jeszcze zanim człowiek będzie mógł w pełni doświadczyć tego, czym ona naprawdę jest. To ślepe poddanie się może nastąpić dopiero wtedy, gdy niższa natura rozważy wszystkie pozostałe możliwości. Przedwcześnie przebudzona energia kundalini wznosi się przez idę i pingalę zamiast przez suszumnę, powodując powiększenie biegunowości. Aby w pełni się przebudzić, wąż potrzebuje rozwiązania przeszłości i przyszłości. Podporządkowanie niższej natury wyższej naturze to walka, której nie należy pochopnie podejmować. Rozpoczyna się ona wtedy, gdy przychodzi odpowiedni moment, a nie z wyboru ego.
"Asztangajoga bez tajemnic" (wyd. Tedson),  rozdz. "Nadie i kundalini"

Ewolucja Asztangajogi – przedmowa

$
0
0

Matthew Sweeney, Vasisthasana on the Water

Znacie Matthew Sweeney'a? To ten pan od "Asztangajogi bez tajemnic" (oryg. "Astanga Yoga As It Is"). Być może niektórzy z Was poznali go osobiście. Ja na razie tylko z publikacji. To jednak w zupełności wystarcza, by go bardzo cenić. Facet ma za sobą ponad 20 lat praktyki własnej i 18 lat nauczania wg metody Ashtanga Vinyasa. Poznał ją od podszewki. Będąc na takim etapie zaawansowania można już swobodnie poruszać się po temacie, eksperymentować. Można zacząć się nim bawić. I Matthew to robi. Stosuje niekonwencjonalne metody, opracował kilka sekwencji winjas rozszerzających horyzont standardowej asztangi. Jest wirtuozem, badaczem podobnym do samego Krishnamacharyi. Pamiętam swoje pierwsze doświadczenie z winjasą inną niż asztangowa. To było 5 lat temu, gdy znalazłem się w punkcie "ani w tę ani we w tę" Pierwszej Serii. Nie sprawiała mi już ona specjalnego wysiłku, ale też pewnych progów wciąż nie potrafiłem przejść (np. skoki do tyłu i zawieszenie po Utkatasanie). Z kolei do Drugiej Serii mnie nauczyciele nie motywowali (błąd!). Wtedy trafiłem na zaawansowane zajęcia poprowadzone przez Sylwię Stefanowicz w Nava Yoga (istniała taka faaajna szkoła :-)). Muszę przyznać, że TO BYŁO COŚ! Naprawdę poczułem powiew świeżości - nieznane dotąd ruchy, nowe kombinacje. Wcześniej wydawało mi się, że Pierwsza Seria zawiera wystarczające spektrum zgięć, odgięć, skrętów, rozciągnięć, odwróceń i balansów, żeby bez problemu ćwiczyć cokolwiek innego. Tam się przekonałem, jak bardzo jestem w błędzie. Kilka znaczących wyzwań, trochę ponadprzeciętnego wysiłku, a przy tym sporo zabawy, i po wyjściu z sali, rozpromieniony (ach, te endorfiny) powiedziałem do Sylwii: "Wow, dzięki! Nareszcie jakiś postęp :-D". Jakiś czas później wpadła mi do ręki książka Sweeney'a "Five Unique Sequences", w której... zobaczyłem dokładnie to, co robiliśmy na zajęciach w NY ;-) Lektura stała się inspiracją także dla mnie. Nauczyłem się Sekwencji Księżycowej (Chandra Krama). Śmiało mogę uznać, że to dzięki regularnemu prowadzeniu zajęć Chandry w klubie fitness przez ponad rok, dzisiaj w Badha Konasanie kładę kolana na podłodze bez pomocy. Niby prosta pozycja, a jakże niewykonalna przedtem. Trzeba było wyjść poza regularną praktykę samej Pierwszej Serii. Skok w bok i powrót w niby to samo, a jednak nowe miejsce. Ta właśnie idea przyświecała mi przy opracowywaniu programu Vinyasummer. Zrobić podejście od innej strony, powtórzyć kilka razy, nieco podnieść poprzeczkę trudności, żeby to, co uprzednio wydawało się trudne, okazało się łatwe do wykonania. Ale przede wszystkim, żeby były EN‑DOR‑FI‑NY, ha! :-D Wracając do Sweeney'a, w styczniu tego roku pojawiła się w internecie publikacja jego artykułu pt. "The Evolution of Ashtanga Yoga". Odbiła się szerokim echem wśród internautów. Nie tylko anonimowych. Zwróćcie uwagę jakie nazwiska się pojawiają w komentarzach. Tim Feldman, Chad Herst - uznani światowi nauczyciele asztangajogi. Artykuł wzbudził trochę kontrowersji, a jeszcze więcej zebrał pochwał za odważne podejście do tematu. Skoro ktoś o takim doświadczeniu podważa (w pewnym sensie) metodę, którą sam praktykuje, warto doczytać o co chodzi, bo prawdopodobnie stara się być obiektywny, a przynajmniej szczery. Ja czytałem z wypiekami na twarzy, bo mam podobne przemyślenia i podejście do nauczania. Też jestem typem innowatora. Próbuję wpasowywać (natura węża ;-)) utarty schemat w zmieniające się realia współczesności. Kwestionuję, pytam "dlaczego?", sprawdzam. Dalajlama powiedział "Jeśli nauka dowiedzie, że wierzenia buddyzmu są błędne, buddyzm będzie musiał się zmienić". Otwarta głowa, otwarta postawa. Można zastosować do asztangi również. Zapytałem więc o pozwolenie na przepisanie "Ewolucji" tutaj, w wersji polskiej. Z otrzymanej odpowiedzi ucieszyłem się jak nastolatek z autografu swojego idola :-D. Bądź co bądź, relacja jest tego właśnie rodzaju. Nie jestem jeszcze uczniem Matthew Sweeney'a, ale fanem już - tak ;-). W mailu od niego znalazła się ulepszona wersja artykułu(!), więc czytelnicy bloga asztanga.pl jako pierwsi zapoznają się z nowym tekstem. I to już niebawem.

Ewolucja Asztangajogi – część I: Sekwencje alternatywne

$
0
0

ewolucja do jogi

Źródło: Matthew Sweeney, "The Evolution of Ashtanga Yoga" (również tutaj).
Ashtanga Yoga to cudowna praktyka dla ciała i umysłu. Jest rozwojowa - zmienia się i wzrasta, by dopasować do potrzeb osób w każdym wieku i o różnych możliwościach. Przynajmniej taki jest jej potencjał. Owa zmienna natura może być trudna do pogodzenia z tradycją. Ważne jest zrozumienie niektórych zasad przy pracy. W pewnym momencie procesu uczenia się, uczniowie będą mieli trudności, fizyczne lub innego rodzaju, i albo będą potrzebować zachęty, by iść naprzód, by skupić się nad standardową techniką, albo będą potrzebować alternatywy dla ułatwienia zajścia odpowiedniej zmiany. Ten zasadniczy wybór jest prawdziwy dla każdej praktyki, czy to będzie asana, medytacja, czy coś innego. Trzymasz się techniki, tradycji, normy, czy zmieniasz je? W którym punkcie modyfikacja jest właściwa? Moje przemyślenia na ten temat są proste - to nie jest kwestia tego, czy zmieniasz tradycję (dowolną), ale kiedy. Z punktu widzenia ludzkiej ewolucji i holistycznego rozwoju, prędzej czy później każda technika, czy tradycja, do której przynależysz, staje się ograniczająca i umniejsza twój pełny potencjał. Ogarnięcie prawdziwie duchowej perspektywy wymaga wyjścia poza pojedynczą metodę czy jednowymiarowe spojrzenie - choć może to zająć całe lata zanim opanujesz metodę lub tradycję, albo dowiesz się wystarczająco dużo, by ją porzucić. Problem istnieje zarówno wtedy, gdy odrzuca się tradycję lub technikę arbitralnie lub zbyt wcześnie, jak i wtedy, gdy zbyt długo się jej trzyma. Jedna rzeczą, którą zaobserwowałem, jest to, że różni praktykujący mają różne podejście do tego, czym jest tradycja jogi Ashtanga, w zależności od tego, kiedy się uczyli. Większość nauczycieli, którzy uczyli się w latach '60, '70 i '80 nie nauczają tak ściśle jak ci, którzy uczyli się w latach 90-tych i później. Tradycja uległa zmianie, sekwencje uległy zmianie i styl nauczania się zmienił. Istnieją zarówno dobre i jak i niezbyt dobre konsekwencje tego. Na przykład, dla wielu praktykujących korzystniejsze jest wykonywanie mniejszej liczby skoków-przejść niż się uczy obecnie, korzystne są modyfikacje fragmentów sekwencji oraz zmiany intensywności praktyki z dnia na dzień. Do każdego z nas należy wybadanie, jakie są zalety, a jakie wady przestrzegania tradycji. To po prostu kwestia czasu - kiedy należy wprowadzić tradycję, np. Drugą Serię, a kiedy od niej odbiec przy pomocy alternatywy takiej jak Vinyasa Krama, Yin Yoga lub medytacja. Zazwyczaj nie wprowadzałbym alternatywy w ciągu pierwszych około 6 miesięcy uczenia się Asztangi, a często nawet dłużej. Po początkowej fazie uczenia się ważne jest, aby wziąć pod uwagę raczej potrzeby ucznia niż ślepo podążać za tradycją. Należy rozważyć, czy standardowa Ashtanga jest właściwa (a często może nie być), a następnie zauważyć, czy Twoje nauczanie alternatywy nie wynika z lęku, sztywnych reguł albo braku zdolności. Ciekawi mnie, że jestem jednym z niewielu tradycyjnych nauczycieli Asztangi aktywnie zajmujących się różnymi sekwencjami. Zachęcam wielu studentów do wykonywania ich bez porzucania standardowej Asztangi. Używam sekwencji alternatywnych raczej do wspomagania i wzbogacania praktyki niż do całkowitego zastępowania jej. Chodzi przede wszystkim o to, co jest właściwe i praktyczne, a nie o ślepą wiarę, dogmaty lub wykonywanie przypadkowych zestawów ćwiczeń, bo na takie mamy ochotę - choć szczerze mówiąc, czasami to drugie może być naprawdę przydatne. Alternatywne sekwencje mogą wzmocnić metodę Asztangi bez zmieniania jej lub zagrażania jej formie i funkcji. Ważne jest zaakceptowanie, że metody nauczania różnią się w zależności od osoby - uczymy we własnym niepowtarzalnym stylu, z różnym rozumieniem na temat tego, co jest właściwe. Dlaczego sekwencje Asztangi są traktowane jak święta krowa? Ta praktyka jest wspaniała, ale koniec końców to tylko sekwencje Asan. Nie ma w nich nic z natury duchowej, nic uświęconego. Dla większości uczniów pilnowanie się tradycji (czymkolwiek ona jest) i podążanie za standardami jest przez pewien czas prawdziwie wynagradzające i całkowicie odpowiednie. Ale nie dla wszystkich, a już na pewno nie na zawsze. Ashtanga Vinyasa Yoga wydaje się być systemem stosunkowo nowym, mimo pewnych głosów przeciwnych. Poza oczywistym faktem, że sekwencje zostały na przestrzeni lat zmienione przez Pattabhi Joisa (zwykle na lepsze, moim zdaniem), na podstawie wszystkich dostępnych obecnie dowodów wydaje się oczywiste, że prof. T. Krishnamacharya (nauczyciel K. P. Joisa) wynalazł system podczas swoich lat spędzonych w Mysore Yoga Palace, nie mniej pod wpływem tradycji Zachodniej Gimnastyki. Uważam to za inspirujące. Połączył koncepcje z własnego, tradycyjnego podłoża i stworzył coś nowego, żywego i użytecznego dla ludzi na całym świecie. Dopiero teraz widujemy zaangażowanych praktyków Asztangawinjasy ćwicząch tak od ponad 20 czy 30 lat. Dowody na to, że ona rzeczywiście działa, szczególnie w dłuższej perspektywie, wciąż się wyłaniają. Interesujące, że jednym z powszechnych przyczyn zaprzestania praktyki Asztangi jest to, że stosowana zbyt rygorystycznie staje się niepotrzebnie zbyt trudna i często szkodliwa. Trochę otwartości w kierunku eksperymentowania, a oryginalny pomysł Ashtanga Yoga Research Institute z Majsuru wciąż powinien znajdować zastosowanie u wszystkich nauczycieli i uczniów.
c.d.n. Źródło: "The Evolution of Ashtanga Yoga".

Ewolucja Asztangajogi – część II: Zalety i wady

$
0
0

waga szalkowa z asanami

Źródło: Matthew Sweeney, "The Evolution of Ashtanga Yoga" (również tutaj). Niniejszy wpis uważam za najbardziej wartościowy pod względem merytorycznym w całej dotychczasowej historii bloga.

Co czyni Asztangajogę wyjątkową

Serie Asztangi są unikatowe w kilku obszarach:
  1. Ashtanga Yoga jest jedyną praktyką jogi, która równomiernie rozwija siłę i elastyczność. Inne metody pracy z asanami, o ile wiem, nie podkreślają siły w równym stopniu co elastyczność. Istnieje tendencja w kierunku rozwijania elastyczności. W niektórych przypadkach może to być właściwe (np. Yin Yoga), ale w ogólności uważam to za niezrównoważenie. Dlaczego elastyczność jest ważniejsza niż siła? Nie jest. Moim zdaniem, jedna bez drugiej stanowi nierównowagę, zarówno fizycznie jak i mentalnie.
  2. Kolejnym aspektem oferowanym przez Asztangę jest praktyka własna. Żadna inna metoda nie kładzie większego akcentu na praktykę własną - 99% znanych mi nauczycieli Asztangi praktykuje regularnie. W dodatku potrzeba ogromnie dużo zaangażowania i doświadczenia by nauczać w stylu Majsor, czy też na zajęciach praktyki własnej, a jeszcze więcej zaangażowania i doświadczenia żeby robić to dobrze. Własna praktyka jest jedynym sposobem, by stać się prawdziwie medytującym podczas wykonywania asan. Dlaczego prawie żaden z nauczycieli wg Iyengara nie tworzy grup praktyki własnej, by tam uczyć, a nie - ćwiczyć z nimi? To samo dotyczy zajęć ogólnej Winjasy, jogi Bikram, Anusara, Hatha, Sivananda itd. Praktyka własna jest rozwiązaniem! W Indiach spotkałem zaledwie kilku nauczycieli jogi Hatha i wg Iyengara, którzy prowadzili zajęcia w formie Praktyki Własnej. Każdy z nich na swój sposób posiadał cudowny talent i znakomite umiejętności, był w stanie pracować ze zróżnicowanymi grupami uczniów niezależnie wykonujących pozornie przypadkowe asany. Nauczanie praktyki własnej wymaga o wiele więcej umiejętności i dyscypliny niż zajęcia prowadzone. By nauczać praktyki własnej naprawdę dobrze, wymagane jest także o wiele większe współczucie (w rozumieniu: empatia).
  3. Ashtanga Yoga zazwyczaj ułatwia uzyskanie lepszych rezultatów na poziomie fizycznym ze względu na szczególne uwzględnienie elastyczności i siły przy zdyscyplinowanej praktyce własnej 5-6 razy w tygodniu. Ashtanga Vinyasa Yoga transformuje fizyczne ciało. Jakkolwiek w niektórych przypadkach wyniki mogą być negatywne - przesadzenie z fizyczną lekkością, utrata masy ciała i zbytnia surowość/zesztywnienie umysłu. Samo to, że jesteś elastyczna/y fizycznie nie czyni cię elastyczną osobą. Prostym faktem jest, że stosowanie się do sekwencji Asztangi, choć wymaga to większej dyscypliny, daje bardzo konkretne wyniki. Bez zestawów sekwencji, bez pewnego zaangażowania w praktykę własną, zarówno rezultaty dla ciała, jak i skupienie umysłu są ogólnie ograniczone. Kluczową korzyścią takich zestawów jest to, że podtrzymują uczciwe, rzetelne podejście. Wymagają wykonania pozycji trudnych lub problematycznych, zamiast tylko tych, które lubisz, lub w których dobrze się czujesz. Zagrożeniem tu jest zbytni rygor stosowania, mogący prowadzić do kontuzji przez wymuszanie pozycji. Unikanie trudnych lub problematycznych pozycji to istotna wada, szczególnie w stylach Jogi, gdzie nie pracuje się z sekwencjami. Zarówno początkujący jak i zaawansowani praktycy mogą wpaść w tę pułapkę, która prowadzi do wzmacniania silnych stron, zaniedbywania słabych, a w konsekwencji - zwiększania nierównowagi zamiast jej zmniejszania.
  4. Korekty/asysty. Myślę, że jedną z największych umiejętności, jaką posiada większość nauczycieli Asztangi, jest komunikacja za pomocą rąk. Większość nauczycieli Asztangi daje świetne korekty, choć niektórzy poprawiają zbyt często lub zbyt mocno. Powtórzę, że kiedy korekty aplikowane są za mocno, mogą prowadzić do urazu. Ten obszar jest niewykorzystany w większości innych systemów, częściowo z powodu przewagi zajęć prowadzonych nad praktyką własną - łatwiej jest skorygować na zajęciach w stylu Majsor, ponieważ jest więcej czasu na przypilnowanie i obserwację. Nie zajmujesz się mówieniem na okrągło.
  5. Obserwacja dni księżycowych. Ashtanga Yoga jest jedynym znanym mi systemem, który celowo podąża za cyklem Księżyca i uczy nas zwracać uwagę na niego oraz na to jak on wpływa na ciało.

Pewne braki metody Asztangi

Obserwacje, jakie poczyniłem na przestrzeni lat pokazują mi gdzie Ashtanga Yoga jest potencjalnie niezbalansowana. To nie jest ostra krytyka tej metody ani ustawiania sekwencji - kocham Asztangę i nadal praktykuję Serie. Dobrze mi służyły kiedyś i służą teraz, jakkolwiek podam obszary, których powinniśmy być świadomi:
  1. Radżasowa Energia, oparta na Słońcu. Praktyka Asztangi jest szczególnie rozgrzewająca i z natury wznosząca (czyli energetycznie bardziej męska), ze skłonnością do radżasowego stylu. To nie osąd wartościujący - każda technika dla różnych osób przejawia swoje dobre i złe jakości. Daremne są próby oddzielenia Asztangi od ludzkich uwarunkowań. Na przykład słoneczna energia praktyki wzmacniana jest przez liniowy charakter przestrzegania sekwencji i tradycji, wykonywanie większości pozycji najpierw na prawą stronę oraz skupianie się na stałym kierowaniu ku górze przy pomocy trzech Bandh. Przestało mnie zaskakiwać, że studenci, którzy najbardziej próbują zaprzeczyć radżasowemu efektowi praktyki, są najbardziej uwięzieni w pułapce tej jakości. Etymologicznie Surya i Radżas są synonimami, Chandra i Tamas są synonimami. Surya to Słońce, Radżas jest aktywna. Chandra to Księżyc, a Tamas jest pasywna. Połączenie Słońca i Księżyca, męskiego i żeńskiego to Sattwa, prawdziwy rytm, równowaga. W większości współczesnych jogowych praktyk, Suryi i lekkości przypisuje się cechy pozytywne, a Tamasowi i ciężkości - negatywne. To tylko wskazuje na nierównowagę u nauczycieli i uczniów skupionych na takim rozumieniu. Obie jakości są ważne, żadna nie jest dobra ani zła. Z tego powodu kilka lat temu zacząłem większość moich uczniów uczyć Sekwencji Księżycowej - połączenia zestawu opartego na Yin z delikatną winjasą. Praktyka Księżycowa równoważy Słoneczną Asztangę.
  2. Utknięcie w Pierwszej Serii. W pierwszej z asztangowych Serii mocno zaakcentowane są skoki, z czego wynikają powszechne spięcia w barkach i nadgarstkach. Jest też dużo skłonów do przodu naciągających tylne uda, co może pogłębić wiele uwarunkowań w dole pleców. Co więcej, ta sekwencja nieszczególnie podkreśla elastyczność barków. Raczej rozwija jeszcze bardziej ich siłę. Ważne jest, aby zrównoważyć każdy aspekt ciała - górę i dół, siłę i elastyczność, lewo i prawo, wewnętrzne i zewnętrzne. We wczesnych latach nauczania K. P. Joisa Pierwsza Seria nie miała tyle skoków ani tyle pozycji. Nie trzeba było przeskakiwać między prawą i lewą stroną, a wiele pozycji było połączonych w grupy po trzy lub cztery z winjasą po każdym zestawie. Ta metoda wciąż jest przydatna dla wielu uczniów, czy początkujących, czy bardziej doświadczonych. Jednym z kluczowych punktów praktyki Asan jest otwarcie ciała, które otwiera umysł. Prędzej czy później przychodzi moment, gdy zestaw sekwencji Asztangi zostaje zgłębiony na tyle, że sekwencje alternatywne pomagają osobie praktykującej w dalszym otwieraniu ciała. U niektórych uczniów może to być w połowie Zaawansowanej Serii A (trzeciej serii), u wielu jest to gdzieś w Pierwszej Serii. Ponieważ większość istot ludzkich nie może ćwiczyć całości Pierwszej, nie mówiąc już o Drugiej, ponownie zachodzi pytanie, kiedy zmienić sekwencję. Kluczową korzyścią sekwencji i pozycji alternatywnych jest to, że praktyka może być dostosowana do indywidualnych potrzeb, w odróżnieniu od zakładania, że jedna lub dwie sekwencje mogą być zastosowane uniwersalnie do wszystkich praktykujących. Każdy z nas ma odmienny pogląd na to, czym jest tradycja, więc niemożliwe żeby wszyscy uczyli tego samego. Każdy nauczyciel, którego znam, praktykuje i naucza sekwencji przy pomocy jakiejś odmiany tradycji (dotyczy to oddechu, korekt lub pozycji). Kwestia tylko stopnia modyfikacji. Również fizycznie Ashtanga Yoga nie wszystkim odpowiada. Nie jest możliwe, żeby uczyć jej wszystkich, wbrew temu, co niektórzy nauczyciele mogą mówić. Jeśli zatem rozważysz tę prawdę, odpowiedzialnością jako nauczyciela jest próbować uczyć się, czego potrzebujesz, by być w stanie kogokolwiek nauczać. W przeciwnym razie nie jest to jogą i jest zbyt ograniczone. Na przykład, jak uczysz kogoś, komu brakuje jednej ręki lub kto siedzi na wózku inwalidzkim? Albo osobę ze schizofrenią? Chociaż uważam, że poddanie się i oddanie dla praktyki (oraz nauczyciela i tradycji) jest bardzo ważne, to ważniejsze jest poddanie się swojemu wyższemu celowi, wyższego dobru, wyższej świadomości. Prędzej czy później to musi odwieźć cię od podejścia standardowego, inaczej utkniesz.
  3. Brak technicznych wskazówek. Klasyczny, tradycyjny nauczyciel Asztangi nie prowadzi zajęć z techniki - jest to źle widziane w Majsurze. Porady, jak osiągnąć dane pozycje, szczegóły ustawień i wskazówki techniczne po prostu nie są częścią systemu. Oczywiście większość nauczycieli szepnie słówko lub dwa na zajęciach Majsor, ale w stosunku do grupy jest to rzadkością. W rezultacie wielu długoletnich praktyków Asztangi pozostaje nieświadomych wielu istotnych szczegółów, które mogłyby pomóc. Z kolei zaleta braku technicznego podejścia jest taka, że prowadzi on do większego oddania, poddania się i uczenia w sposób eksperymentalny. Możesz odciążyć głowę i po prostu doświadczać, dla samej/samego siebie, bez zbyt wielu zewnętrznych czynników mącących proces. Osobiście uważam, że równowaga między tymi dwoma podejściami stanowi optimum - czas na praktykę bez przerywania i czas na jasne konkretne instrukcje. Dobry nauczyciel powinien pozwolić na jedno i drugie.
  4. Zgodnie z pkt 2. i 3., oto pewne obszary strukturalne, które często wymagają większego wglądu.
    1. Sekwencja Ramion i Górnych Pleców. Moją największą strukturalną krytyką wobec Asztangi i wielu zajęć Hatha Yoga jest, że większość nauczycieli nie spędza dużo czasu na rozwijanie otwartości w ramionach i górnej części pleców. Obszary te są równie istotne jak wszystkie inne. Na przykład otwieranie bioder i elastyczność w dolnym odcinku kręgosłupa podkreśla się o wiele bardziej, zarówno w Asztandze jak i w Hatha. Często daję uczniom sekwencję dla ramion jako pracę domową, a czasami wprowadzam ją w obrębie Pierwszej Serii.
    2. Odmiana dla bioder. Po uczeniu Sekwencji Księżycowej, która zawiera więcej wariacji dla bioder, dostrzegłem u wielu Asztangich ulgę i ekscytację dodaniem jej do swojego repertuaru. Sekwencja Księżycowa wydaje się czynić wiele aspektów Pierwszej Serii bardziej dostępnymi - zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Byłem w stanie wprowadzić Pierwszą Serię niektórym uczniom, którzy nie zrobiliby tego, zanim poznali Sekwencję Księżycową. Na przykład wiele pozycji otwierających biodra w tej sekwencji zdejmuje nacisk z kolan, łagodząc powszechne przy Asztangajodze dolegliwości kolan. Dla mojej własnej praktyki nie potrzebowałem tego tak dużo, kiedy zacząłem opracowywać Sekwencję Księżycową, gdyż moje biodra były już dość otwarte. Jakkolwiek na pewno potrzebne mi były korzyści energetyczne z tej sekwencji.
    3. Pozycje Stojące i Siła Nóg. Kiedy przepracowałaś/eś większość Pierwszej Serii i w końcu rozpoczęłaś/ąłeś Drugą, a następnie być może kilka lat później - Zaawansowaną, nie masz w Asztandze tradycyjnie dozwolonych żadnych odmian wśród pozycji stojących, w przeciwieństwie do wielu możliwości z zakresu pozycji siedzących. Większość Asztangich wzmocniła górę ciała, niektórzy budują siłę centrum/środka (niektórzy - nie), a dla porównania niewielu stało się naprawdę silnych w nogach. Pozycje stojące są często zaniedbywane w codziennej praktyce, zwiększając skłonność do słabszych nóg w porównaniu z górnymi partiami ciała. Jest to wyraźny brak równowagi. Regularna odmiana w pozycjach stojących jest przydatna i idealna. Chociaż może nie być ściśle "niezbędna", jest o wiele lepiej, jeśli ją stosujesz.
    4. Boki Tułowia - obszar od pachy do boku bioder i pośladków. Istnieje niewiele pozycji Asztangi, w które stale pracujemy bokiem tułowia, zarówno nad elastycznością, jak i siłą - niektóre pozycje stojące, takie jak Trikonasana, Parighasana w Drugiej Serii, Vasisthasana w Zaawansowanej Serii A. Uzyskanie większej świadomości, elastyczności i wytrzymałości po bokach jest integralną częścią kompletnej praktyki Jogi.
  5. Ostatnią kwestią, której Ashtanga Yoga nie porusza, a którą ja tylko częściowo wykorzystuję w swoim nauczaniu, jest wykorzystanie ruchów kolistych, czy to na podstawie pewnego rodzaju tańca współczesnego, czy Chi Gung i innych chińskich praktyk.

Źródło: "The Evolution of Ashtanga Yoga" c. d. n.

Ewolucja Asztangajogi – część III: Tradycja kontra Odkrywanie

$
0
0

cork cap vs screw cap

Źródło: Matthew Sweeney, "The Evolution of Ashtanga Yoga" (również tutaj)

Tradycja kontra Odkrywanie

Osoby ćwiczące asztangę wydają się być spójne, a w celu praktykowania 5 lub 6 razy w tygodniu, wydają się być też trochę radżasowe, przynajmniej przez kilka pierwszych lat. Asztanga przyciąga charaktery bardziej sterowane, poddające się, lub sprawia, że uczniowie ku takiemu charakterowi się skłaniają. Przyciąga konstytucje szczuplejsze, typu Vata i zmierza u uczniów do zmian w  kierunku tejże konstytucji. Tak się niestety składa, że im jesteś szczuplejsza/y, tym łatwiej jest Ci wykonać 95% pozycji. Ważne jest zdać sobie sprawę, że są tego pewne dobre strony, ale zbyt wiele jest tych niedobrych. Zaakceptuj swoją konstytucję i doświadczenie, pozwól raczej zaistnieć zmianie niż próbuj kontrolować rezultaty. Na podstawie braku dowodów zaprzeczających, wydaje mi się oczywiste, że prof T. Krishnamacharya wynalazł sekwencje Asztangi, zapożyczając wiele pomysłów z treningów gimnastyki zachodniej. Myślę, że to świetna sprawa, że skorzystał z innych systemów i wymyślił coś bardzo wartościowego, stosując się jednocześnie do tradycyjnych podstaw Jogi. To jest Joga dla nowoczesnej kobiety i nowoczesnego mężczyzny. Od czasu Krishnamacharyi Pattabhi Jois dalej modyfikował, udoskonalał i adaptował sekwencje do potrzeb własnych, a także, jak sądzę, do potrzeb poszczególnych zachodnich uczniów, którzy przybyli, aby się od niego uczyć. Mimo zaprzeczeń, że Serie zmieniły się od tamtego czasu, oczywiste jest, że się zmieniły. Mam nadzieję, że wciąż się zmieniają, bo kiedy zmieniam się ja i zmieniają się one, podróżujemy i rozwijamy się ramię w ramię. Jak ja to widzę, w ciągu ostatnich 20 lat tradycja Asztangi stała się bardziej purytańska, surowa i hierarchiczna. Chociaż może to nie być prawdą za każdym razem, w dużej grupie nauczycieli i uczniów panuje większa sztywność zasad w porównaniu do czasu, kiedy ja zaczynałem naukę. Na drugim końcu spektrum widzę wiele wariacji nauczania metodą Vinyasa Yoga - powiedziałbym, że jest to najbardziej popularna metoda uczenia Jogi na całej planecie. Biorąc pod uwagę, że podstawa Jogi Winjasa wywodzi się z Jogi Asztanga, naprawdę całkowite zrozumienie którejkolwiek z nich oznaczałoby objęcie ich obu. Istnieje coraz więcej osób praktykujących Jogę na całym świecie. Tych, którzy uważają się za tradycyjnych oraz tych, którzy tak się nie postrzegają. Tradycjonaliści są bardziej formalni, zdyscyplinowani i rygorystyczni, ale wydają się mieć na tym szczególnym polu większą głębię doświadczenia, której brak nie-tradycjonalistom. Nie-tradycjonaliści są bardziej otwarci jako ludzie, delikatniejsi i mniej dogmatyczni. Jeśli rzucić okiem na dowolną z dawnych religii, widzimy historycznie tę samą tendencję. W rzeczy samej, wszystkie społeczeństwa i kultury podążają tym samym modelem: twardy środek kontra rozszerzająca się krawędź. Ta zasada odnosi się do każdej metody, tradycji, religii i kultury na świecie. Dla nich wszystkich, jeśli mają pozostać jednocześnie dynamiczne i stabilne, oznacza to objęcie obydwu polaryzacji - każdy system musi ewoluować, bo inaczej znajdzie się w stagnacji, i każdy system potrzebuje stabilizacji, z której ta zmiana może rozkwitać. To nie jest kwestia racji/słuszności czy braku słuszności. To jest pytanie, czy możesz przyznać, że siedząc gdziekolwiek w spektrum, ogarniasz oba jego końce? Czy jesteś bliżej tradycyjnego środka, ale negujesz znaczenie tych, którzy poszukują, odkrywają, zmieniają się i dostosowują? A może jesteś bliżej krawędzi, znajdując nowe sposoby i rozszerzając horyzonty, ale trudno Ci zaakceptować siłę i wyrazistość tych bliżej centrum? Obejmij stamtąd wszystko, a obejmiesz cały swój potencjał.

Praktykuj z Miłością Matthew Sweeney


Źródło: "The Evolution of Ashtanga Yoga"

Starbucks Yoga

$
0
0

yogapleasure

"Ćwiczenie jogi powinno być przyjemnością", "czaturanga, jeśli lubicie, albo inna wersja przejścia"... Współcześni nauczyciele jogi muszą ważyć słowa, żeby zatrzymać "klientów" przy sobie. To wielka sztuka kompromisu między czystością przekazu a doraźnym udogadnianiem komuś (i sobie). Opowiada o tym znakomita mówczyni, Kino MacGregor, w filmiku zamieszczonym poniżej. Kiedy jej posłuchałem, przypomniało mi się kilka tego typu sytuacji. Brakuje mi czasu tutaj na przetłumaczenie, niemniej wstawiam, gdyż poziom rozumienia języka angielskiego w naszym kraju jest już dość wysoki :-) "Czy uczeń ma zawsze rację?" (bo klient na pewno tak ;-))

Fascynacje też są względne

$
0
0

Denali National Park in autumn, Alaska, USA, North America

Cudowny poranek. Czas na medytację, po której nie ma NIC. Żadnego planowania, żadnych zobowiązań, przygotowań, umówionych spotkań, odbierania telefonów i kreatywności wymuszonej potrzebą zarobienia pieniędzy. Reset. 3-dniowe wakacje. Po raz pierwszy od dłuższego czasu jestem na warsztatach, których sam nie organizuję. Ktoś inny to zrobił, ja przychodzę na gotowe. Jak do mamy na obiad. Łatwiej być uczniem niż nauczycielem, łatwiej dzieckiem niż rodzicem być. Beztroski to czas, boski czas, płyniesz bez wiosła i steru. Wystarczy się słuchać, poddać nurtowi. Dorośli powiedzą co masz robić, nauczyciel pokaże. Oni biorą za ciebie odpowiedzialność. Od wczoraj do niedzieli włącznie pozwalam sobie czuć się w ten sposób u Kino MacGregor w Astanga Yoga Studio. Na razie, szczerze mówiąc, szału nie ma. Ot, powtórka z rozrywki. Oczywiste oczywistości, podstawy podstaw. Na pierwszych zajęciach wielokrotnie wałkowany elementarz manualnej asysty, a na drugich znowu przyciągaliśmy kości miednicy do środka. Owszem, coś tam się zmieniło przez 2 lata. Np. macicę zastąpiono pęcherzem, żeby faceci też poczuli przyklejanie tylnej ścianki do kości krzyżowej ;-) Mam wrażenie, że wszyscy nauczyciele asan mówią już jednym językiem i ciągle to samo. Że pokazują podobne ćwiczenia. No bo ile można więcej? Fizyczność asztangi gdzieś się wysyca, wyczerpuje. Musi. Tak jak kult ciała kiedyś się kończy. Może za dużo warsztatów u nauczycieli tej samej metody? A może po prostu straciłem pierwszą fascynację, ekscytację początkiem podróży? Tęsknię do chwili, gdy znów "wszystko będzie takie nowe i takie pierwsze"... [jwplayer player="7" mediaid="3406"] Dzisiaj seria prowadzona. Poprzednim razem byłem zachwycony. Teraz nie oczekuję fajerwerków. Ot, Pierwsza Seria, choć ładnym głosem recytowana, trzeba przyznać. Odrobiny pikanterii dodaje świadomość, że praktyka będzie filmowana. Wczoraj wyraziłem na to pisemną zgodę. W sumie dobrze się składa, bo z całej tej jogi najlepiej wychodzi mi pozo(ro?)wanie ;-) A jutro podobno staniemy na uszach, przepraszam, rękach. W tym życiu jeszcze nie miałem przyjemności tego dokonać. I cudu się nie spodziewam. Pierwszą Pincha Mayurasana bez ściany Pincha Mayurasana wykonałem po ośmiu latach ćwiczeń, więc na handstand mogę poczekać drugie tyle. A potem pewnie napiszę "ot, stanie na rękach, żadna filozofia". Wszystko jest takie relatywne...
Viewing all 58 articles
Browse latest View live